Martin Vaculik był przez wielu upatrywany jako jeden z kandydatów do tytułu mistrza świata w sezonie 2020. O ile jego piątkowy występ w turnieju Grand Prix można uznać za dobry, o tyle Martinowi kompletnie nie powiodło się w sobotę. Zdobywając trzy punkty, zajął czternastą lokatę i po dwóch turniejach ma aż dwadzieścia sześć punktów straty do prowadzącego Macieja Janowskiego.
– Pierwszy dzień oceniam na plus, choć wielka szkoda, że nie udało mi się awansować do finału. Jeśli chodzi o występ sobotni, to mogę powiedzieć tylko tyle, że najwyraźniej przedobrzyłem. Sam zdecydowanie za dużo kombinowałem. Wszystkie ustawienia, których dokonywałem kompletnie mi nie zadziałały. Inną rzeczą jest fakt, że w stosunku do zawodów piątkowych, w sobotę zdecydowanie szybciej zmieniał się tor. Nie trafiłem z ustawieniami, przełożeniami i niestety wyszło w sobotę tak, jak wyszło – mówi Słowak.
Martina spytaliśmy czy nie deprymuje go tak duża strata do prowadzącego Macieja Janowskiego. Słowak już na samym początku serii Grand Prix, która liczy tylko osiem rund, ma 26 punktów mniej niż lider cyklu.
– Jestem za stary na to, aby się dołować tym faktem. To nie jest koniec świata. Oczywiście szkoda, że strata jest już tak duża, ale to nie znaczy, że już jest pozamiatane. Przed wszystkimi zawodnikami jeszcze sześć rund i wydarzyć się może jeszcze wiele. Można zdobyć jeszcze wiele punktów i wszystko jest w moich rękach oraz głowie – podsumowuje Martin